Nie regulujcie telewizorów, kiedy będziecie oglądać WZGÓRZE PSÓW. I tak nic nie usłyszycie

Jak opisałem w swojej recenzji serialu Wzgórze psów, ma on mnóstwo problemów, a dźwięk jest jednym z nich, lecz nie aż tak kluczowym, żeby bronić nim całej produkcji. Zawiodła w wielu aspektach realizacja, a czytelność dialogów jest tego pokłosiem. Jakub Żulczyk jednak się na owym dźwięku skupił. Zdaję sobie sprawę, że ekranizacja tej jego książki […]

Sty 17, 2025 - 12:02
 0
Nie regulujcie telewizorów, kiedy będziecie oglądać WZGÓRZE PSÓW. I tak nic nie usłyszycie

Jak opisałem w swojej recenzji serialu Wzgórze psów, ma on mnóstwo problemów, a dźwięk jest jednym z nich, lecz nie aż tak kluczowym, żeby bronić nim całej produkcji. Zawiodła w wielu aspektach realizacja, a czytelność dialogów jest tego pokłosiem. Jakub Żulczyk jednak się na owym dźwięku skupił. Zdaję sobie sprawę, że ekranizacja tej jego książki może być dla niego bardzo osobista, więc desperacja obrona jest całkowicie zrozumiała, lecz zwykle w takich emocjonalnych momentach, twórcy zapominają o logice swoich argumentów. I piszę to nie czując się wcale wywołany do tablicy, gdyż nie kupiłem zestawu kina domowego. Otóż kino domowe zrobiłem sobie jeszcze na etapie wykończenia mieszkania z instalacją głośnikową wbudowaną w ściany, podzieloną na trzy niezależne strefy muzyczne, i kontrolowaną przez firmy Dali, Jamo i Marantz, któremu nie jest obcy Dolby Atmos, a i zwykły DTS. No i powiem wam, że nie pomogło, nadal niewiele rozumiem z tego co mówią aktorzy, zwłaszcza gdy angażują się emocjonalnie, a przynajmniej się wydaje, że tak robią. Nie będę więc regulował swojego telewizora, bo owe sugestie wydają się mocno śmieszne, a nawet ich formułowanie nie przystoi tak znanemu pisarzowi.

Zgadza się, wiele polskich produkcji ma problem z dźwiękiem, ale oglądając np. Szadź, Lady Love, W głębi lasu czy chociażby Dziewczynę i kosmonautę, nie trzeba włączać napisów, żeby zrozumieć aktorów, więc to chyba tak do końca nie jest, że widzowie mają „coś nie tak z mózgami”, że tak bardzo przyzwyczaili się do lektora, że utracili zdolność słuchowej percepcji aktorów mówiących na żywo z planu. Może wypadałoby zrobić więcej dubli, trochę docisnąć Mateusza Kościukiewicza, Jaśminę Polak czy Wojciecha Zielińskiego, bo jakoś sztuka dykcji wyszła Robertowi Więckiewiczowi i Andrzejowi Konopce. A chyba nie mówili oni do innych mikrofonów w czasie kręcenia scen, albo ich kwestie nie były dogrywane w studio? Poza tym Jakub Żulczyk chyba do końca nie przemyślał swojej sugestii, żeby widzowie przełączyli tryb dźwięku w telewizorach z dolby surround 5.1/7.1 na zwykłe stereo, bo kryje się w tym pomyśle tzw. samozaoranie nie tylko Wzgórza psów, ale i wielu innych polskich produkcji, które miały problemy z dźwiękiem. Abstrahując od tego, czy takie grzebanie w ustawieniach jest w ogóle zasadne, dzisiejszy świat filmu coraz częściej dba o dźwięk na poziomie Dolby Digital 5.1, nie wspominając już o Atmosie, a tu namawia się widzów, żeby w swoich telewizorach przełączyli się na zwykłe stereo. A tak na marginesie pamiętam, jak jeszcze wiele lat temu marzyło mi się mieć telewizor stereo. Magnetowid o tych możliwościach był właściwie poza zasięgiem, a teraz, gdy mam o wiele więcej, ma się przełączać z jakąś zamierzchłą przeszłość, bo dany filmy tego nie obsługuje? No więc i tak wychodzi na to, że faktycznie z dźwiękiem w polskim kinie jest coś nie tak, skoro jeszcze nie wygrzebało się z dwukanałowego stereo. Kolokwialnie więc wypadałoby stwierdzić, że jesteśmy 100 lat za… no i tu mam faktycznie problem, bo nie chcę obrazić pewnej grupy etnicznej. Jakub Żulczyk również nie chciał, nie wprost, ale jednak zrobił z widzów owych „murzynów”, zamieszkujących wyspę w archipelagu Stereo.

Trudno odmówić prawa widzom do czytelnego rozumienia słów, które wypowiadają aktorzy, bo to od tych słów zależy odbiór sensu scen. Oczywiście film to nie teatr, więc panują tu inne zasady interpretacji dialogów, ale mimo tego aktorzy nie mogą bełkotać, mruczeć, coś sobie subwokalizować, a takie ma się wrażenie, gdy się słucha Wzgórza psów. To naprawdę męczy, zwłaszcza że generalnie muzyka odgrywa w serialu ważną rolę, podpowiadającą emocje, nieraz w sposób zupełnie nietrafiony, z nadmiarem słowiańskości, co znowuż nie ma odzwierciedlenia w magii obecnej w czysto ludzko powodowanych wydarzeniach kryminalnych w fabule. Problem nie tkwi w dźwięku jako takim, lecz dykcji aktorów – zwłaszcza Mateusza Kościukiewicza, i to niestety widzowie gremialnie widzą. Ewentualne porównania do Miasteczka Twin Peaks powodują co najwyżej ciarki na mojej skórze, jak dalece nieobiektywnie może sądzić zwolennik tej paraleli, jakby ogłuchł na znakomitość udźwiękowienia serialu Davida Lyncha oraz tego, jak mówią w nim aktorzy. O porównaniu do Dziecka Rosemary nawet nie ma sensu bez emocji wspominać.

A może też jest tak, że Jakub Żulczyk tak dobrze zna kwestie aktorów, że nie musi się ich domyślać. Jego mózg na zasadzie intrapolacji uzupełnia brakujące fragmenty, więc słychać wszystko czytelnie, a przynajmniej tak się wydaje? Nie mogę tego wykluczyć. Nie mam jednak wątpliwości, że trudno nazwać hejtem krytykę ze strony widzów i recenzentów, którzy doświadczyli własnymi uszami tego, że nie słyszą, a w konsekwencji nie rozumieją. Przecież sobie tego nie wymyśliliśmy. A jeśli oglądając jakikolwiek film, mamy wrażenie, że nie rozumiemy słów, a wiemy, że nie mamy problemów ze słuchem, bo inne produkcje nie nastręczają tych problemów, logiczne jest, że błąd leży po stronie twórców. Oskarżanie w takiej sytuacji publiczność o hejt, sugerowanie jej, żeby wyregulowała sobie telewizory, kupiła lepsze głośniki, a nawet popracowała nad z lekka ułomnymi mózgami, które rozleniwili profesjonalni lektorzy filmowi, pachnie desperacją i brakiem pomysłu na konstruktywną obronę. A może lepiej by było, żeby nieco ton ataku złagodzić, co dałoby przestrzeń do dyskusji, bo niewątpliwie problem jest, a w przypadku Wzgórza psów nie posiada on natury wyłącznie DŹWIĘKOWEJ, lecz warsztatowo aktorską?

Jaka jest Twoja Reakcja?

like

dislike

love

funny

angry

sad

wow